Czasami, wśród natłoku spraw życia codziennego, wielu problemów piętrzących się już od jakiegoś czasu, czy też nowych pojawiających się i od razu stawiających przeszkodę trudną do pokonania, marzę tylko o tym, by choć na chwilę oderwać się od tego wszystkiego, uspokoić rozszalałe myśli, wyciszyć i pobyć z czystym umysłem, spokojnym oddechem i uśmiechem na twarzy. A często już mam tyle tego na głowie, że muszę wyjść naprawdę wysoko, aby się znaleźć ponad tym wszystkim i z góry spojrzeć z dystansem na to wszystko.
Ostatnio, w długi weekend sierpniowy ta wysokość sięgnęła 1725m n.p.m. :) A że otoczenie nie skażonej czy nawet dzikiej przyrody zawsze mnie dodatkowo uspokajało, naładowałam akumulatory do pełna, wchodząc w strugach deszczu na szczyt Babiej Góry ;)
Na szczycie powitała mnie tęcza i słońce. Takiej nagrody właśnie oczekiwałam. I myślę, że na taką nagrodę zasłużyłam.
I już schodząc w dół wiedziałam, że z wszystkim sobie poradzę. Że skoro dane mi było wejść na ten szczyt, z ukochaną osobą przy boku, to dam sobie radę , że DAMY sobie radę z tymi problemami, które przecież tylko na chwilę zostawiłam tam na dole, a do których zaraz i tak wracam....
Kiedyś też chętnie gubiłam smutki w górach. Jednak ostatnio, jakoś mi było nie po drodze. Obejrzałam twoje fotografie i znowu zatęskniłam. Mam nadzieję, ze uda mi się jesienią jakieś w górach wędrowanie. Jesienią w górach jest chyba najpiękniej...A "Babia", jak to baba, bywa kapryśna.Ciebie nagrodziła słonkiem, mnie kiedyś zalała mgłą,że nie było widać czubka własnego nosa...:)
OdpowiedzUsuńTo zupełnie tak jak ja...również lubię uciekać "od problemów życia codziennego" w góry, tam gdzie cicho, spokojnie... Góry są wspaniałe. Babia jakoś omijamy z mężulem ostatnimi czasy ale w Tatry zaglądamy od czasu do czasu.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!